Strony

czwartek, 2 lipca 2015

Recenzja :"Broadchurch"

"BROADCHURCH" - Erin Kelly 



Wydawca - Wydawnictwo Literackie 

Rok wydania - 2015 

Liczba stron - 429 

Broadchurch ... Nikt tutaj nie zagląda przypadkiem. To senne nadmorskie miasteczko, które budzi się tylko w sezonie letnim, niespodziewanie staje się sceną brutalnego morderstwa. Nad brzegiem morza, nieopodal stromego klifu, znaleziono ciało jedenastoletniego Danny'ego Latimera

Śledztwo prowadzą miejscowa sierżant Ellie Miller oraz komisarz Alec Hardy, który właśnie przybył do Broadchurch. Mają oni zupełnie odmienne podejście do sprawy. 

Do tej pory zdarzyło mi się przeczytać kilka kryminałów i z tego co pamiętam ten typ literatury raczej przypadł mi do gustu. Kiedy zobaczyłam w zapowiedziach tę książkę pomyślałam 'czemu nie?'. I tak własnie zaczyna się historia "Broadchurch" na mojej półce. 


Nie wiem czy kogoś tym zaskoczę czy nie, ale przed przeczytaniem książki nie miałam pojęcia o jej telewizyjnym odpowiedniku. Nawet nigdy nie słyszałam o takim serialu, cóż ja naprawdę oglądam mało telewizji i oto są efekty. Taka sytuacja ma wiele plusów a według mniej najważniejszym jest to, że zaczynając czytać Broadchurch startowałam z czystej pozycji i nie porównywałam książki do serialu. 


W tej recenzji będę starać się nie opisywać za bardzo fabuły tej książki, ponieważ wydaje mi się to zbędne. Jeśli ktoś czyta mojego post od początku to już wie o czym jest "Broadchurch", więc nie zamierzam zanudzać. 


Na samym początku muszę wspomnieć o tym, że nie rozumiem pomysłu napisania i wydania "Broadchurch". Do czego to podobne żeby pisać książki na podstawie seriali, naprawdę nie mam pojęcia. Dla mnie to zbędny zabieg, który w moim mniemaniu ma celu tylko zarobienie dużej sumy pieniędzy. Dodatkowo muszę się czepić trochę tych cudownych i przesłodkich opinii, które możemy znaleźć na okładce "Broadchurch". Osobiście nie wiem skąd one się wzięły i dlaczego są aż tak dobre skoro książka jest raczej średnia. 

Bardzo nie lubię pisać negatywnych opinii o książkach, ponieważ skoro już je przeczytałam i poświęciłam swój czas to staram się znaleźć w każdej z nich coś dobrego i fajnego. Jednak czasami, mimo dobrych chęci po prostu się nie da wyłuskać zbyt wiele pozytywnych stron danej powieści. Tak miałam przy przypadku "Broadchurch".  

Książka Erin Kelly nie zachwyciła mnie w zupełności. Nie będę czepiać się aż tak samej fabuły, ponieważ jak wiadomo jest to książka pisana na podstawie serialu więc w tej materii autorka nie miała pola do popisu. Uwagę mogę zwrócić natomiast na styl pisania, który nie przypadł mi do gustu. Bywały momenty kiedy gubiłam się w tej powieści i już sama nie wiedziałam gdzie są bohaterowie i co się dzieje.  Ogólny odbiór książki był po prostu słaby. Kiepsko i długo czytało mi się "Broadchurch". Mogę powiedzieć, że książka w miarę zainteresowała mnie dopiero pod koniec. Konkretnie mówię tu o ostatnich 100 stronach, które były nawet do przebrnięcia. Natomiast te wcześniejsze strony były nie za dobre krótko mówiąc. 

Wiem, że miałam nie rozpisywać się i nie narzekać na fabułę, ale po prostu nie mogę. Naprawdę próbowałam się powstrzymać, ale nie umiem. Muszę sobie troszkę polamentować nad zakończeniem "Broadchurch". To kto okazał się mordercą Danny'ego mogę przyjąć i zaakceptować, ale nie umiem zrozumieć tego w jaki sposób autorka przedstawiła motyw zabójstwa. Ten "powód" dla, którego chłopiec został zabity jest po prostu nie do przyjęcia według mnie. Uważam, że na tej części autorka poległa i kompletnie zawaliła sprawę. Liczyłam na to, że książka którą tak kiepsko mi się czytało będzie miała przynajmniej godne i dobrze przygotowane zakończenie. Dla mnie motyw zbrodni w tej książce nie jest żadnym motywem i ja tego nie kupuję. Nawet nie wiem do kogo mam mieć większe pretensje czy do autorki czy do scenarzysty, który pisał scenariusz do serialu. 


Wydaje mi się, że pozytywną stroną w "Broadchurch" był jeden bohater, którego bardzo polubiłam. Mówię tu o komisarzu Hardym. Polubiłam go za jego taki specyficzny sposób bycia, za to, że tak mało o sobie mówił. Alec Hardy po prostu skupiał się na swojej pracy i starał się rozwikłać zagadkę śmierci Danny'ego. Osobiście polubiłam go o wiele bardziej niż pozostałych bohaterów łącznie z panią sierżant Miller, której nie znoszę. Inną pozytywną rzeczą, którą posiada "Broadchurch" jest ulokowanie jej akcji w nadmorskim miasteczku. Miasteczko to jest małe, słynie głównie z turystyki, ożywa tak naprawdę tylko na te kilka miesięcy w sezonie letnim kiedy zjeżdżają się turyści. Umieszczenie akcji kryminału w tak małej mieścinie, której mieszkańcy wszystko o sobie wiedzą i żadna sprawa nie może przejść niezauważona nie było niczym nowym. Jednak ja uznałam ten element za pozytywny, ponieważ takie miasteczka jak Broadchurch świetnie oddają klimat kryminałów.  

Skoro dotrwaliście do końca tej opinii to naprawdę wielkie dzięki. W tej recenzji przelałam na klawiaturę swoje własne odczucia i przemyślenia co do tej powieści. Jak wiadomo każdy może mieć inne zdanie i co innego może się mu podobać. To czy przeczytać "Bradchurch" zależy od Was i ja tę decyzję Wam pozostawiam. 


Za egz. książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu! 

2 komentarze:

  1. Okładka jakoś mnie odrzuca, więc nie wiem, czy sięgnę po książkę. Może nie, bo jest tyle ciekawszych pozycji :)

    http://zakurzone-stronice.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dość dziwna okładka. Wiem, że nie wybiera się książki po okładce, ale zapewne w księgarni bym po nią nie sięgnęła :)

    OdpowiedzUsuń