Strony

sobota, 7 stycznia 2017

Recenzja - "Muza"

"MUZA" -


Po jednej stronie płótna dziewczyna trzyma odciętą głowę swojej siostry, po drugiej − lew, który za chwilę poderwie się do zabójczego skoku... Obraz, który latem 1967 roku trafia do renomowanej galerii w Londynie, elektryzuje środowisko marszandów. To może być „śpioch”, dzieło młodego hiszpańskiego artysty z lat 30. XX wieku zaginione w trakcie wojny. Potwierdzają to listy z muzeum Prado oraz fundacji Peggy Guggenheim. Wskutek szczególnego zbiegu okoliczności stenotypistka zatrudniona w galerii, 26-letnia Odelle Bastien, trafia na trop fascynującej historii z Andaluzji roku 1936. Losy Harolda Schlossa, Żyda z Wiednia, który pośredniczy w sprzedaży dzieł Kokoschki, Klee i Klimta, jego pięknej żony Sary i niezwykle uzdolnionej córki Oliwii, w nieoczekiwany sposób splotą się z jej własnym. Czarnoskórej imigrantki z Trynidadu, która choć nagrodzona prestiżowym literackim wyróżnieniem za debiutanckie opowiadanie, z trudem znajduje swoje miejsce w ksenofobicznym Londynie.

Jessie Burton dwa lata temu zachwyciła mnie „Miniaturzystką". Przeczytałam ją i całkowicie zachwyciłam się talentem literackim autorki. Ta książka była niesamowita i pięknie napisana. Dwa długie lata autorka kazała nam czekać na koleją powieść spod swojego pióra. W końcu nadeszła premiera „Muzy". Czy dorównuje ona swojej poprzedniczce? Moim zdaniem zdecydowanie tak. 

Akcja „Muzy" dzieje się w dwóch płaszczyznach czasowych. Jedna z nich to lata 60. XX wieku i losy czarnoskórej panny Bastien, która zaczyna pracę w renomowanym Instytucie  Skeletona. Tam poznaje swoją szefową, intrygującą Marjorie Quick, która skrywa nie jedną tajemnicę. Pewnego dnia do galerii trafia obraz sprzed 30 laty, który być może jest odkryciem na skalę światową. Druga płaszczyzna to lata 30. XX wieku, Hiszpania; Andaluzja. W małej posiadłości zamieszkują państwo Schloss wraz z córką Oliwią. W doglądaniu domostwa pomagają im Izaak i Teresa Robles - rodzeństwo mieszkające nieopodal. Już niedługo te  dwa światy połączy pewien obraz, który stanie się przyczyną wielkiego zamieszania. 

„Muza" okazała się powieścią, na którą warto było czekać dwa lata. Jest niesamowita i równie pięknie napisana jak „Miniaturzystka". Dwa odlegle światy, w których tempo akcji choć na chwilę nie zwalnia łączą się jednym elementem - obrazem. Bardzo dokładnie przemyślana fabuła i bardzo dobrze skonstruowana. Każdy element tej powieści ma swój cel i doskonale dopełnia całość książki. Akcja powieści z każdą kolejną stroną nabiera szybszego tempa i nie pozwala na przerwanie lektury. Ciekawość czytelnika jest silniejsza od spraw codziennych i snu. Takie właśnie powinny być książki. 

Najnowsza powieść Jessie Burton zachwyca swoją tajemniczością i historią oraz cudownym nastrojem. Tej książki się nie czyta, ale się nią delektuje, każdym słowem. Z jednej strony ciekawość tego co skrywają ostatnie zdania, a z drugiej chęć pozostania w tym świecie na dużo dłużej. Walka, którą będziecie toczyć z tą książką warta jest ofiar w postaci snu czy jedzenia. To bez znaczenia jeśli spojrzy się na ostatnie zdanie i poczuje satysfakcję, która wypełni Wasz umysł.

„Muza" jest pełna tajemnic i skrywanych sekretów przeszłości. Aby je odkryć trzeba przeczytać tę książkę. Jednak ostrzegam, że po skończonej lekturze długo nie będzie mogli znaleźć sobie miejsca. Ja już pragnę kolejnej książki Jessie Burton.  


Wydawnictwo Literackie 
Data Wydania - 24.11.2016 
Liczba stron - 480


Za tę cudowną powieść dziękuję Wydawnictwu Literackiemu!

3 komentarze:

  1. Miniaturzystka aż tak bardzo mnie nie zachwyciła, ale liczę, że zrobi to Muza. okładka jest przepiękna! pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Tej książki się nie czyta, ale się nią delektuje, każdym słowem." - trudno po takich słowach przejść obojętnie wobec takiej książki :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Słyszałam wiele pozytywnych opinii o tej książce, ale to chyba książka nie dla mnie.
    Pozdrawiam
    Biblioteka Tajemnic

    OdpowiedzUsuń