wtorek, 14 października 2014

Recenzja :"Cała nadzieja w Paryżu"

"CAŁA NADZIEJA W PARYŻU" - Deborah McKinlay 




● Wydawnictwo - Feeria, ● Rok wydania - 2014, ● Liczba stron - 266 


Połączeni wspólną pasją jedzenia, Eve i Jack prowadzą ze sobą długie rozmowy przez ocean. Co wyniknie z ich korespondencji i przypadkowo nawiązanej przyjaźni? Zapraszamy do lirycznego, słodko-gorzkiego świata, w którym jedzenie nieuchronnie splata się z całą paletą uczuć. 

Eve Petworth to samotna kobieta koło czterdziestki. Mieszka sama, czasem odwiedza ją córka Izzy. Niedawno zmarła matka Eve a babka Izzy - Virginiia. To ona tak naprawdę zajmowała się wychowywaniem Izzy. Zawsze miała z nią lepszy kontakt niż Eve. Kobiety nigdy nie miały ze sobą dobre kontaktu, obecnie również takiego nie mają, ponieważ Izzy przypomina Eve, Virginię. Matka zawsze starał się zdominować córkę, stąd Eve bardzo często czuła się niepotrzebna i miała wyrzuty sumienia, że nie potrafi w pełni zająć się córką. 

Jack Cooper to amerykański pisarz. Autor kilku powieści, które zdobyły szerze fanów na całym świecie. Niestety jego życie osobiste nie układa się tak świetnie jak jego kariera pisarska. Mężczyzna ma już na koncie dwa nieudane małżeństwa. Wciąż stara się  sobie odpowiedzieć na pytanie dlaczego obie żony od niego odeszły? Jack przeżywa coś w rodzaju kryzysu wieku średniego. Co też odbija się na jego twórczości. 

On - amerykański pisarz, ona - samotna Brytyjka, od jakiegoś czasu wymieniają między sobą listy dotyczące sprawdzonych przepisów, ale nie tylko. Połączyła ich samotność w wielkim świecie oraz miłość do gotowania. 

Dość długo zajęło mi napisanie tej recenzji, ponieważ zastanawiałam się jak "ugryźć" tę książkę. Zazwyczaj nie czytam takich książek i właśnie "Cała nadzieja w Paryżu" przypomniała mi dlaczego ich nie czytam. Sam pomysł na książkę wydaje się nawet fajny, taki współczesny. Wielu ludzi poznaje się poprzez korespondencję, nigdy przedtem nie widząc się. Jednak historia Eve i Jack'a nie zrobiła na mnie wrażenia, żadnego. Dla mnie jest to tako sobie obyczajówka, którą przeczytałam i pewnie nigdy już po nią nie sięgnę.  

Po przeczytaniu tej książki, wiem, że nigdy nie powinnam była po nią sięgać. Powodem jest to, że w tle "Całej Nadziei w Paryżu" jest jedzenie, kuchnia, zamiłowanie do gotowania. Już samo to powinno przypomnieć mi, że nie powinnam tego czytać. Nie lubię tego tylu książek. Dla mnie była to bardzo nudna książka. Taka melancholijna. Jeśli ktoś lubi takie klimaty to pewnie będzie ona odpowiednia dla niego, jednak mnie nie przypadła do gustu. Bohaterowie też są tacy.. nijacy. Są to ludzie dojrzali, po przejściach, którzy już dawno zapomnieli, jak wygląda zabawa. Oni zatracili się w swojej rutynie i codzienności.

Bardzo mnie denerwował styl pisania autorki. Miałam wrażenie, że autorka nie do końca przemyślała sobie co po kolei ma się dziać.  Zauważyłam to np. podczas gdy czytałam o obecnych czynnościach Eve, która coś tam sobie przypominała i zaczynała to wspominać, a potem autorka nie wracała już do poprzedniego kontekstu. Automatycznie zaczynała nowy. Kilka razy złapałam się na tym, że nie wiedziałam kogo dotyczy czytany przeze mnie fragment. Tutaj nasuwa się kolejny minus książki, - jest ona chaotycznie napisana. 

Biorąc to wszystko pod uwagę, chyba nikt nie będzie zaskoczony oceną recenzji. Mnie się ta książka nie podobała, była za spokojna, za nudna. Nie chciałabym też Was jakoś przesadnie zniechęcać do tej pozycji, po prostu jeśli lubicie takie klimaty, jedzenie połączone z taką melancholią to być może to jest książka dla Was. 

Za możliwość przeczytania "Całej Nadziei w Paryżu" dziękuję serdecznie Wydawnictwu Feeria.





1 komentarz:

  1. Ja także jestem nią rozczarowana, a naprawdę wiele sobie po niej obiecywałam;)

    OdpowiedzUsuń