"MARZYCIELKI" - Jessie Burton
Ilustracje - Angela Barrett
Siostrzana miłość, siła wyobraźni, dziewczęca odwaga i walka o niezależność... Jessie Burton, autorka światowych bestsellerów: Miniaturzystka oraz Muza, powraca z zachwycającą i przepięknie ilustrowaną baśnią dla tych, w których drzemie dziecko.
Dla dwunastu córek króla Alberta śmierć królowej Laurelii oznacza nie tylko utratę matki. Decyzją ojca dziewczęta zostają objęte ścisłą ochroną. Odbiera się im ukochane lekcje, przedmioty, i – co najważniejsze – osobistą wolność.
Jednakże siostry, zwłaszcza najstarsza z nich, księżniczka Frida, nie zgadzają się na taki los. Jest coś, co nadal posiadają i czego ojciec nie może im odebrać: siła wyobraźni. Mogąc polegać wyłącznie na własnej pomysłowości, królewny podejmują walkę o życie na swoich warunkach.
Marzycielki są bajką przekorną – zapomnijcie o księciu, który przybędzie na ratunek i zdobędzie królestwo! – za to pełną odważnych, zaradnych i imponująco sprytnych młodych kobiet. Spodoba się najmłodszym i tym nieco starszym, którzy z na pozór dziecięcej opowieści potrafią wyczytać niejedną dorosłą prawdę.
- opis Wydawcy
Pamiętacie zachwycające powieści "Miniaturzystka" oraz "Muza" , którymi swego czasu bardzo się zachwycałam? Nadal są to jedne z moich ulubionych książek. Jedna z nich jeszcze bardziej zapamiętana przeze mnie za sprawą serialu Miniaturzystka, który ostatnio obejrzałam (Swoją drogą - bardzo polecam;-) ) Stąd też moja radość nie miała granic na wiadomość o zbliżającej się premierze kolejnej pozycji od Jessie Burton. Jednak tym razem jest to nie powieść, a opowiastka skierowana bardziej w stronę młodego czytelnika. Czy "Marzycielki" to nadal ta sama Jessie Burton, którą pokochałam za sprawą poprzednich książek?
Jak łatwo zauważyć po opisie książki i jej formacie, liczbie stron - "Marzycielki" to dużo mniejsza objętościowo pozycja od poprzednich tej autorki. Książka skierowana do różnych czytelników, wbrew pozorom nie jest to typowa rzecz dla dzieci. Mało tego, według mnie mali czytelnicy mogą czuć się znudzeni tą historią i przytłoczeni nadmiarem bohaterów. Wszystko to za sprawą jakby pierwszych rozdziałów, które są dość nużące i przez to trudno jest zainteresować się tą opowieścią. Podczas czytania jej miałam taką dość długą przerwę, ponieważ straciłam chęć skończenia tej książki. Na szczęście stwierdziłam, że być może właśnie taka ona ma być, a poza tym nadal jest to Jessie Burton, więc dam jej szansę. Zaczęłam na nowo zagłębiać się w historię córek Króla Alberta i mogę powiedzieć, że przy drugim podejściu ta historia wydała mi się dużo ciekawsza i dzięki temu mogłam dobrnąć do jej końca. Chciałam Wam o tym wspomnieć nie dlatego żebyście nie sięgali po tą pozycję, ale wręcz przeciwnie, aby pokazać, że czasami książka wymaga 'drugiego podejścia'.
W każdym razie "Marzycielki" to książka mądra, poruszająca wiele kwestii ważnych w życiu człowieka. Choć bohaterami są małe dziewczynki to sięgać po nią mogą czytelnicy w każdym wieku. Dużą wagę autorka przypisuje w tej pozycji wartościom takim jak siła, odwaga, wyobraźnia czy dążenie do celu. Córki Króla Alberta są bardzo zdeterminowane, aby wbrew woli ojca postawić na swoim i mimo jego zakazu rozwijać swoje zainteresowania oraz bawić się jak na dzieci przystało. W tej sytuacji dość źle wygląda sylwetka Króla, który ogólnie rzecz biorąc nie pokazał się ani jako dobry ojciec, ani władca. Być może był to właśnie taki zamysł autorki, aby zestawić ze sobą starszego Alberta, który nie potrafił podnieść się po śmierci żony z młodym, tajemniczym następcą tronu, którego poznajemy pod koniec książki... Mnie najbardziej boli w tej historii właśnie postawa Króla, który powinien być wsparciem dla swoich córek, a niestety jest wręcz przeciwnie - Albert jest trochę groteskowym bohaterem, ale zdecydowanie w negatywnym znaczeniu. Jeśli chodzi o córki Króla to są to bardzo rezolutne dziewczęta, które jak się okazało postawiły na nogi całe Królestwo. Ciekawe bohaterki, różnorodne, choć dla mnie krótko mówiąc było ich za dużo. Nie byłam w stanie zapamiętać ich imion i cech szczególnych - choć każda takową miała. Podczas czytania zlewały mi się w jedną całość i nie potrafię nazywać ich inaczej niż tylko córki Króla Alberta.
"Marzycielki" to mimo wszystko książka, którą napisała Jessie Burton, a więc jedna z moich ulubionych autorek. Bardzo chciałabym odpowiedzieć za pytanie czy ta opowieść to nadal ta sama Jessie Burton, którą kiedyś tak przyjemnie mi się czytało. Trudno jednoznacznie powiedzieć. Owszem "Marzycielki" są napisane pięknym językiem, bardzo plastycznym i poetyckim. Kiedy zestawimy to ze stylem jaki autorka przyjęła na potrzeby tej pozycji, to rzeczywiście na początku wychodzi troszeczkę nudnawy wstęp. Jednak im dalej w las tym lepiej i to dosłownie.. Kiedy już zaczyna się akcja, jakieś przełomowe zdarzenia - cała książka nabiera życia, a wraz z tym czytelnik nabiera sił na czytanie tej historii. Więc tak - ja wyczułam w "Marzycielkach" dawną Jessie Burton i bardzo cieszę się tym, że mogłam powrócić do jej prozy. Choć liczę na to, że opowieść o dwunastu córkach Króla Alberta to tylko taki przejściowy stan i już wkrótce przeczytamy dużą powieść Jessie Burton na miarę "Miniaturzystki" czy też "Muzy".
Jak łatwo zauważyć po opisie książki i jej formacie, liczbie stron - "Marzycielki" to dużo mniejsza objętościowo pozycja od poprzednich tej autorki. Książka skierowana do różnych czytelników, wbrew pozorom nie jest to typowa rzecz dla dzieci. Mało tego, według mnie mali czytelnicy mogą czuć się znudzeni tą historią i przytłoczeni nadmiarem bohaterów. Wszystko to za sprawą jakby pierwszych rozdziałów, które są dość nużące i przez to trudno jest zainteresować się tą opowieścią. Podczas czytania jej miałam taką dość długą przerwę, ponieważ straciłam chęć skończenia tej książki. Na szczęście stwierdziłam, że być może właśnie taka ona ma być, a poza tym nadal jest to Jessie Burton, więc dam jej szansę. Zaczęłam na nowo zagłębiać się w historię córek Króla Alberta i mogę powiedzieć, że przy drugim podejściu ta historia wydała mi się dużo ciekawsza i dzięki temu mogłam dobrnąć do jej końca. Chciałam Wam o tym wspomnieć nie dlatego żebyście nie sięgali po tą pozycję, ale wręcz przeciwnie, aby pokazać, że czasami książka wymaga 'drugiego podejścia'.
W każdym razie "Marzycielki" to książka mądra, poruszająca wiele kwestii ważnych w życiu człowieka. Choć bohaterami są małe dziewczynki to sięgać po nią mogą czytelnicy w każdym wieku. Dużą wagę autorka przypisuje w tej pozycji wartościom takim jak siła, odwaga, wyobraźnia czy dążenie do celu. Córki Króla Alberta są bardzo zdeterminowane, aby wbrew woli ojca postawić na swoim i mimo jego zakazu rozwijać swoje zainteresowania oraz bawić się jak na dzieci przystało. W tej sytuacji dość źle wygląda sylwetka Króla, który ogólnie rzecz biorąc nie pokazał się ani jako dobry ojciec, ani władca. Być może był to właśnie taki zamysł autorki, aby zestawić ze sobą starszego Alberta, który nie potrafił podnieść się po śmierci żony z młodym, tajemniczym następcą tronu, którego poznajemy pod koniec książki... Mnie najbardziej boli w tej historii właśnie postawa Króla, który powinien być wsparciem dla swoich córek, a niestety jest wręcz przeciwnie - Albert jest trochę groteskowym bohaterem, ale zdecydowanie w negatywnym znaczeniu. Jeśli chodzi o córki Króla to są to bardzo rezolutne dziewczęta, które jak się okazało postawiły na nogi całe Królestwo. Ciekawe bohaterki, różnorodne, choć dla mnie krótko mówiąc było ich za dużo. Nie byłam w stanie zapamiętać ich imion i cech szczególnych - choć każda takową miała. Podczas czytania zlewały mi się w jedną całość i nie potrafię nazywać ich inaczej niż tylko córki Króla Alberta.
"Marzycielki" to mimo wszystko książka, którą napisała Jessie Burton, a więc jedna z moich ulubionych autorek. Bardzo chciałabym odpowiedzieć za pytanie czy ta opowieść to nadal ta sama Jessie Burton, którą kiedyś tak przyjemnie mi się czytało. Trudno jednoznacznie powiedzieć. Owszem "Marzycielki" są napisane pięknym językiem, bardzo plastycznym i poetyckim. Kiedy zestawimy to ze stylem jaki autorka przyjęła na potrzeby tej pozycji, to rzeczywiście na początku wychodzi troszeczkę nudnawy wstęp. Jednak im dalej w las tym lepiej i to dosłownie.. Kiedy już zaczyna się akcja, jakieś przełomowe zdarzenia - cała książka nabiera życia, a wraz z tym czytelnik nabiera sił na czytanie tej historii. Więc tak - ja wyczułam w "Marzycielkach" dawną Jessie Burton i bardzo cieszę się tym, że mogłam powrócić do jej prozy. Choć liczę na to, że opowieść o dwunastu córkach Króla Alberta to tylko taki przejściowy stan i już wkrótce przeczytamy dużą powieść Jessie Burton na miarę "Miniaturzystki" czy też "Muzy".
Nie możemy zapominać, że książka Jessie Burton opatrzona jest ciekawą szatą graficzną, na którą składają się okładka i rysunki wewnątrz. Autorką ich jest Angela Barrett. Przyznaję, że sama okładka jest przepiękna i przywodzi na myśli spokój, senne marzenia oraz cudowną opowieść w stylu 'za górami, za lasami'.. Obrazki, które możemy znaleźć na kartach "Marzycielek" są równie ciekawe i wykonane w tym samym stylu co okładka. Niestety o tyle o ile to co widzimy na pierwszy rzut oka zachwyca mnie, to dalsze rysunki już niekoniecznie. To znaczy są ładne i myślę, że mogą się podobać, ale nie jest to typ mojej ulubionej kreski, krótko mówiąc nie jest to mój styl.
Kończąc więc, "Marzycielki" są dobrą historią, fajnie napisaną, niestety jednak nie jestem pewna czy wszyscy fani będą zachwyceni taką wersją Jessie Burton. Jeśli chodzi o moją osobę cóż, nie mogę powiedzieć, że zawiodłam się, ale mimo wszystko oczekiwałam czegoś innego.
Wydawca - Wydawnictwo Literackie
Data wydania - 27.02.2019
Liczba stron - 151
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz