"JAK GDYBYŚ TAŃCZYŁA" - Diane Chamberlain
Molly ma fajne życie, ciekawą pracę, kochającego męża i… pilnie
strzeżoną tajemnicę z przeszłości. Ich rodzina wkrótce się powiększy –
pojawi się w niej adoptowane dziecko, tymczasem Molly walczy z
niepewnością i lękiem. Czy pokocha maleństwo, którego nie urodziła? Czy
będzie dobrą matką? Uświadamia sobie, że prawdziwa rodzina powinna być
zbudowana na prawdzie. Dwadzieścia lat wcześniej w tragicznych
okolicznościach straciła ukochanego ojca. Nigdy nie wybaczyła bliskim
kłamstw, jakimi ją karmili. Odeszła z domu i przed światem udawała
sierotę. Teraz musi wyznać mężowi, że jej matka wcale nie umarła na
raka, a jej krewni wciąż mieszkają w Morrison Ridge, małej miejscowości w
Karolinie Północnej. Co więcej, Molly ma dwie matki – adopcyjną i
biologiczną. I obie nigdy o niej nie zapomniały. Molly boi się teraz, że
wyznanie prawdy przekreśli jej największe marzenie, by zostać matką i
zrujnuje jej małżeństwo. Skoro pragnie być dobrą mamą, musi jednak
znaleźć sposób, by pogodzić się ze swoją przeszłością i uwierzyć w
przyszłość.
Kolejna książka Diane Chamberlain za mną. Nawet nie jestem w stanie wyrazić słowami jakie emocje wywołała u mnie ta powieść. Doprowadziła mnie do łez i kilkudniowego kaca książkowego. Dzięki "Jak gdybyś tańczyła" przypomniałam sobie za co pokochałam twórczość Chamberlain.
Nikt nie potrafi pisać takich powieści jak Diane Chamberlain. Jej książki są cudowne i niezapomniane, a historie w nich zawarte niepowtarzalne. Przeczytałam już kilka z tych, których zostały wydane w Polsce i każda była niesamowita i wciągająca. "Jak gdybyś tańczyła" to najnowsza z nich, którą miałam okazję czytać.
Książka podzielona jest na rozdziały, gdzie jedne dotyczą teraźniejszości, a drugie przeszłości. W San Diego Molly i jej mąż starają się o adopcję dziecka. Natomiast w Morrison Ridge nastoletnia Molly wraz z przyjaciółmi przeżywa okres buntu oraz doświadcza nieprawdopodobnej straty, z którą nie potrafi się pogodzić. Dlatego też decyduje się na wyprowadzkę z rodzinnych stron i w miarę upływu lat stara się zapomnieć o przeszłości, co jest bardzo trudne. Przeszłość i teraźniejszość idealnie wpasowują się w siebie i dopełniają.
Fabuła jest tak doskonale poprowadzona, że czytelnik dosłownie płynie przez tę książkę. Każdy fragment jest dokładnie przemyślany, a rozdziały wzajemnie się zazębiają. Całość tworzy niesamowitą powieść, którą można pochłonąć w kilka godzin. Styl pisania autorki jest lekki i bardzo przyjemny co tylko ułatwia czytanie o tak trudnych tematach.
Diane Chamberlain w swoich książkach porusza trudne problemy obyczajowe. Tym razem spotykamy się z tak zwaną otwartą adopcją i skutkami jakie ona niesie. Autorka porusza również kwestię choroby i niepełnosprawności - dokonuje analizy z kilku punktów widzenia. Pomiędzy wierszami możemy dostrzec też burzliwy temat eutanazji. Wszystkie te zagadnienia zaobserwujemy na kartach powieść "Jak gdybyś tańczyła".
Diane Chamberlain to autorka po której książki mogę sięgać w ciemno. W tej chwili mam pewność, że każda z jej powieści niesamowicie mnie zainteresuje. "Jak gdybyś tańczyła" jest bardzo wzruszającą książką, która doprowadziła mnie do łez ( co zdarza się niezwykle rzadko). Tematyka jaką porusza i styl pisania Chamberlain oraz bohaterowie przez nią wykreowani - połączenie idealne.
Kolejna książka Diane Chamberlain za mną. Nawet nie jestem w stanie wyrazić słowami jakie emocje wywołała u mnie ta powieść. Doprowadziła mnie do łez i kilkudniowego kaca książkowego. Dzięki "Jak gdybyś tańczyła" przypomniałam sobie za co pokochałam twórczość Chamberlain.
Nikt nie potrafi pisać takich powieści jak Diane Chamberlain. Jej książki są cudowne i niezapomniane, a historie w nich zawarte niepowtarzalne. Przeczytałam już kilka z tych, których zostały wydane w Polsce i każda była niesamowita i wciągająca. "Jak gdybyś tańczyła" to najnowsza z nich, którą miałam okazję czytać.
Książka podzielona jest na rozdziały, gdzie jedne dotyczą teraźniejszości, a drugie przeszłości. W San Diego Molly i jej mąż starają się o adopcję dziecka. Natomiast w Morrison Ridge nastoletnia Molly wraz z przyjaciółmi przeżywa okres buntu oraz doświadcza nieprawdopodobnej straty, z którą nie potrafi się pogodzić. Dlatego też decyduje się na wyprowadzkę z rodzinnych stron i w miarę upływu lat stara się zapomnieć o przeszłości, co jest bardzo trudne. Przeszłość i teraźniejszość idealnie wpasowują się w siebie i dopełniają.
Fabuła jest tak doskonale poprowadzona, że czytelnik dosłownie płynie przez tę książkę. Każdy fragment jest dokładnie przemyślany, a rozdziały wzajemnie się zazębiają. Całość tworzy niesamowitą powieść, którą można pochłonąć w kilka godzin. Styl pisania autorki jest lekki i bardzo przyjemny co tylko ułatwia czytanie o tak trudnych tematach.
Diane Chamberlain w swoich książkach porusza trudne problemy obyczajowe. Tym razem spotykamy się z tak zwaną otwartą adopcją i skutkami jakie ona niesie. Autorka porusza również kwestię choroby i niepełnosprawności - dokonuje analizy z kilku punktów widzenia. Pomiędzy wierszami możemy dostrzec też burzliwy temat eutanazji. Wszystkie te zagadnienia zaobserwujemy na kartach powieść "Jak gdybyś tańczyła".
Diane Chamberlain to autorka po której książki mogę sięgać w ciemno. W tej chwili mam pewność, że każda z jej powieści niesamowicie mnie zainteresuje. "Jak gdybyś tańczyła" jest bardzo wzruszającą książką, która doprowadziła mnie do łez ( co zdarza się niezwykle rzadko). Tematyka jaką porusza i styl pisania Chamberlain oraz bohaterowie przez nią wykreowani - połączenie idealne.
Wydawnictwo - Prószyński i S-ka
Data wydania - 12.01.2017
Liczba stron - 504
Za możliwość lektury książki dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka
Do tej pory nie czytałam żadnej powieści Chamberlain, ale myślę, że dobrze było zacząć od tej, ponieważ upewniłam się, że autorka potrafi pisać bardzo wzruszająco i jednocześnie brutalne. Poza tym świetnie gra na emocjach ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie na odrobinę nietypową recenzję:
www.favouread.blogspot.com